niedziela, 2 marca 2014

rozdział 2.

 Ból całego ciała ustał. Label rozmyślała nad sensem ciągnięcia tego wszystkiego. Jej życie od tygodnia nie zmienia się, codziennie jest bita przez psychopatę, który potrafi znikać i stawać się niewidzialnym. Rozglądała się na boki skanując wzrokiem  każdy cal pomieszczenia. Nie znalazła nic czym ewentualnie mogłaby skrócić swoje katusze i podciąć sobie żyły. Nagle w kącie coś lekko błysnęło. Był to porcelanowy talerz na którym Erin przyniósł jej wczoraj kolacje. Dziewczyna z pewnością siebie chwyciła za miskę i ostatkiem sił rzuciła nią o kamienną podłogę. W mgnieniu oka porcelanowy talerzyk zmienił się w kilka kawałków. Drżącymi rękoma Label chwyciła najostrzejszy element i przyłożyła go do nadgarstka.
  W porannej ciszy pokoju rozległ się przeraźliwy jęk. Z pod kołdry wyłoniła się postać na której czole spływały słone krople potu. Chłopak energicznie wyskoczył z łóżka, przeczuwał, że coś dzieje się z jego więźniem. Ruszył długim, przestronnym hall'em co chwilę mijając dębowe drzwi. Westchną gdy znalazł się na końcu korytarza. Nerwowo przekręcił kluczyk i znalazł się w ciemnej i wilgotnej sali. Jego dotychczas piękne, zielone oczy pociemniały i ze zdziwienia przyłożył rękę do ust, aby nie wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
Upadł na widok małej postaci w kałuży krwi.
-Miałaś umrzeć! Ale nie tak!
Z łatwością uniósł kruszynę i ruszył w stronę sypialni.

*Retrospekcja 19 lat temu, Los Angeles*
  Było już po północy. Ulice Los Angeles ustały całe w kałużach. Pierwszy raz od wielu lat w Mieście Aniołów padał deszcz. Ciężarna kobieta z pomocą swojego małżonka wysiadała z samochodu , gdy nagle poczuła dziwny ucisk w brzuchu.
*kilka godzin później*
  Lekarz niepewnie trzymał malca w rękach, ojciec stał w kącie, a matka chłopczyka płakała. Wszystkim towarzyszył strach. Chłopiec był inny. Był potworem.
*Koniec retrospekcji*

  Zielonooki siedział na kanapie oglądając mecz futbolu, gdy poczuł czyjąś obecność. Momentalnie odwrócił się, a jego oczy spotkały wzrok Label.
-Ha...-jęknęła, a on złapał ją w talii i podprowadził do dębowych drzwi łazienki ofiarując jej bokserki i czarną bluzkę.
  Maszerował nerwowo po sypialni co chwile zgarniając loki z czoła. Nagle jego oczom ukazała się mała postać Label. Czekoladowe włosy delikatnie opadały kaskadami na jej ramiona, a krwistoczerwone usta dopełniały jej idealną urodę.
-Zapraszam na spacer. -szarmancko zaproponował Erin.
  Spacerowali alejkami ogrodu. Wokoło było pełno krzewów róż, rabat tulipanów i drzew jabłoni. "Tajemniczy ogród", jak i cała rezydencja, były ogrodzone wysokim żywopłotem. Wszystko było nieziemsko cudowne, a zarazem przerażające.
  Chłopak w ciszy patrzył przed siebie, a Label niepewnie skanowała wzrokiem jego postawę. Erin przymkną oczy i zaśmiał się gardłowo.
-Jeśli będziesz mi się tak intensywnie wpatrywać, wywiercisz mi dziurę wzrokiem.
-Ja?! -dziewczyna jęknęła.
-Coś mi się zdaje, że znów myślałaś o swoim ukochanym.
-Matt...-jej oczy błysnęły. -Kocham go.
Chłopak parsknął i znów popatrzył przed siebie.
-Miłość zamienia ludzi w psychopatów. Myśli się o "tym jedynym" cały dzień, wariuje przez niego, oddałabyś za tą osobę własne życie. Najgorsze jest to, gdy kochasz osobę której wcale nie znasz.
-Kocham Matt'a i znam go bardzo dobrze!
-Zdziwiłabyś się...
  Niespodziewanie złapał Label za ramiona tak, że ich klatki piersiowe były połączone, a oddechy czuli na skórze.
-...lecz nie to chciałem ci powiedzieć.  Uświadomiłem sobie, że zło przeszkadza nam w widzeniu otaczającego nas piękna...
Policzki dziewczyny poczerwieniały, a miły dreszcz przeszył jej skórę.
  Weszli do mieszkania z uśmiechem na ustach. Zdawałoby się, że Label zapomniała już o wydarzeniach z przeszłości, gdy to Erin sprawiał jej ból. . Nagle świat jakby się zatrzymał. Dziewczyna z uwagą przyglądała się twarzy chłopaka na której zagościł uśmiech w towarzystwie głębokich dołeczków. Przypuszczała, że nieskazitelna zieleń jego oczu kryła tajemnice, tajemnice którą pociągał dziewczynę. Te piękne chwile zaczęły się 4 godziny temu, a Label czuła...
-Label?! Znów to robisz.
-Mhm...Przepraszam.

niedziela, 23 lutego 2014

rozdział 1.

Wilgoć pomieszczenia dawała swe znaki. Z kamiennego sufitu powoli kapały krople wody, a na ścianach pojawiał się grzyb. Krucha, zmarznięta postać płakała w kącie. Wiedziała, że za chwile ON tu przyjdzie i wszystko zacznie się od początku...

*Retrospekcja tydzień wcześniej*
Lekki, letni wietrzyk delikatnie muskał policzki Label. Było późno, gdy dziewczyna wracała z pracy w kasynie na Las Vegas Strip. Chciała już być w domu z Matt'em. Pragnęła zobaczyć jego pełne usta, które zdawały się być jego atutem oraz bladą jak ściana cerę idealnie komponowaną z błękitem jego nieziemskich oczu. Po kilku minutach myślenia o ukochanym niespodziewanie jakby wryła się w ziemie. Dreszcz strachu przeszył jej delikatną jak bawełna skórę, a niespokojny oddech wszystko dopełniał. Chciała ruszyć - nie mogła. Nagle poczuła jak męskie ręce dotykają jej bark, a ciepło letniego wiatru przyćmił parzący oddech mężczyzny.
-Label?
Nie odpowiedziała nic. Strach zaszył jej usta.
-Wreszcie cię odnalazłem...
*Koniec retrospekcji*
Podszedł do niej, jakby się martwił. Lecz to tylko maska, maska której używał, aby na kilka sekund uzyskać zaufanie dziewczyny.
-Nie smuć się Label...Smutek jest jak powolne umieranie...
Delikatnie dotkną fioletowego od siniaka policzku. Dziewczyna z niepewnością podniosła głowę. Zielone jak trawa we wiosnę oczy, spotkały się z czekoladową tonią wzroku Label. Czarujące, a zarazem tajemnicze spojrzenie chłopaka podniosło ją na duchu. Głupia nie wiedziała co ją czeka...

*Retrospekcja tydzień wcześniej, godzinę później*
Rzucił jak śmieciem wycieńczoną osóbkę w drugi kąt "sali tortur". Label dokładnie nie wiedziała kto sprawia jej ból. Oprawcy nie było widać. Rozpaczliwie rozglądała się na boki wciąż kogoś szukając. Nagle w całym pomieszczeniu rozległ się przeraźliwy, ochrypły głos.
-Witaj Label...Nie, to nie jest sen, to jest prawdziwe życie...Widzisz, bo życie jest jak dobra książka. Pierwsze rozdziały są nudne, następne coraz ciekawsze, lecz dobre, słodkie i miłe, ale co to za książka bez momentu bólu, smutku, cierpienia? Właśnie w twoim istnieniu nadszedł ten rozdział...
Ni stąd ni zowąd w sali zarysowała się szara chmura, jakby mgła z której powoli wyłaniała się postać mężczyzny.
-Jestem Erin, twój największy koszmar...
Dziewczyna poczuła mocny ból w głowie i zemdlała.
*Koniec retrospekcji*
Kolejne katusze - kolejna rana. Tym razem na ciele dziewczyny zostały drobne siniaki, lecz uraz który pozostanie w głowie Label nigdy się nie zagoi. Rana, którą zrobił jej Erin pozostanie na zawsze. Fizycznie dziewczyna nie umarła, umarła jej dusza, umarła w niej nadzieja.
Młody człowiek krzątał się po elegancko udekorowanym pokoju co chwile przeczesując palcami włosy. Łaknięcie zemsty nie dawało mu spokoju, pragną śmierci pewnego zawsze uśmiechniętego blondyna, lecz nie to w tym momencie zawładnęło jego umysłem. Fakt, że w jego rezydencji znajduje się człowiek, którego myśli nie potrafi odczytać. Dokładnie dziewczyna - mała, bezsilna istota ludzka. Erin zabił już wiele ludzi, ale Label różni się od innych.
-Zapewne dlatego Matt był nią zauroczony...On, który jest taki sam jak ja, lecz ciągle inny, kocha człowieka... Niedorzeczne...

*Retrospekcja 2 tygodnie temu*
-Kto jest dla niego najważniejszy?
-Ona...
-Człowiek?!
-Dokładnie.
*Koniec retrospekcji*
Dzwonek do drzwi. Erin nerwowo wstał i ruszył w stronę wejścia do jego mieszkania. Chłopak nie zdziwił się na widok przyjaciela stojącego w przestronnym hall'u.
-Znaleźliście go?
-Nie wiemy gdzie się znajduje. To nie jest takie proste.
-Rozumiem George, lecz nie mogę długo czekać...